Kłopoty sójki
Niechaj panie i panowie,
każdy szczerze z was odpowie.
Któż z was poznał już chochlika,
najpierw psoci, potem znika.
Wiele razy go spotkałam,
jego żarty też poznałam.
Wyobraźcie sobie moi drodzy,
złości nie utrzymam już na wodzy.
Gdyż ten złośnik, psotna dusza,
pośród nas się tu porusza.
Jestem sójka i mówię szczerze,
zaprosiłam w dobrej wierze.
Kilku- tak, dostojnych gości
listem, z wyrazem wdzięczności.
Męża szukam, nie ukrywam,
lecz marzenia w sercu skrywam.
Napisałam do bociana,
że z chęcią ugoszczę pana.
Jednak już z samego rana
miałam gościa- tak pawiana.
Dzierżył w dłoniach zaproszenie
i czekał na ugoszczenie.
Kiedy miała przyjść przepiórka,
w gości przyszła mi wiewiórka.
Zapraszając zaś słowika,
doczekałam się kucyka.
Prosząc na kolację kilka mew,
przyszedł do mnie tylko lew.
Czekając, aż przyjdzie wilga
ugościłam tylko wilka.
Cóż to, czyż to nie ironia,
jak tak dalej pójdzie, będę żoną słonia.
Nie!- żeby znaleźć męża może,
lepiej wybrać się za morze.
Lecz tak wszystkim się żaliła,
aż za morze nie zdążyła.
Śniegi spadły, sroga zima
sójka nadal męża nie ma .
A te chochlikowe psoty,
stwarzają jej wciąż kłopoty.
Małgorzata Karolewska
www.WierszeGosi.pl
Wstecz
Do góry